Kronika polska Galla Anonima (I poł. XII w.) |
Lecz wrogi pomyślności śmiertelnych los w boleść zamienił wesele i w kwiecie wieku przeciął nadzieję [pokładaną w] jego zacności. Powiadają mianowicie, że jacyś wrogowie z obawy, by krzywdy ojca nie pomścił, trucizną zgładzili tak pięknie zapowiadającego się chłopca; niektórzy zaś z tych, którzy z nim pili, zaledwie uszli niebezpieczeństwu śmierci. Skoro zaś umarł młody Mieszko, cała Polska tak go opłakiwała jak matka śmierć syna-jedynaka. I nie tylko ci, którym był znany, pogrążeni byli w rozpaczy, lecz i tacy, którzy go nigdy nie widzieli, z płaczem postępowali za marami zmarłego. Wieśniacy mianowicie porzucali pługi, pasterze trzody, rzemieślnicy swe zajęcia, robotnicy robotę odkładali z bólu za Mieszkiem. A także chłopcy i dzieweczki, co więcej, słudzy i służebnice czcili pogrzeb Mieszka łzami i łkaniem. Na koniec biedna matka, gdy w sarkofagu składano szczątki nieodżałowanego chłopca, przez godzinę leżała jakby umarła, bez tchu i bez życia, i dopiero po egzekwiach biskupi ocucili ją wachlarzami i zimną wodą. Nie czyta się też [nigdzie], aby śmierć jakiegokolwiek króla czy księcia nawet u barbarzyńskich narodów opłakiwana była tak długo i żałośnie; ani pogrzeby dostojnych władców nie bywają powodem takiej żałoby, ani rocznica pogrzebu cesarza nie byłaby obchodzona wśród tak żałobnych śpiewów. Lecz zamilczmy już o smutku za pogrzebanym chłopcem, a przejdźmy do radości z chłopca, któremu przeznaczone było panowanie! |
Rocznik kapituły krakowskiej (poł. XIII w.) |
1089. Mieszko, syn króla Bolesława, zmarł. |
Władysław Herman |
Podejrzenie księcia Władysława, stryja ofiary ma oparcie w jednym zasadniczym fakcie. Był on osobą, która na śmierci Mieszka Bolesławowica zyskiwała najwięcej, tracąc przy tym stosunkowo niewiele (pewne jest pogorszenie - i tak już złych - stosunków z Węgrami). Pewną przesłanką, która może wskazywać na rolę Władysława w spisku na życie młodego Mieszka jest fragment kroniki Galla Anonima, który opisuje wydarzenia późniejsze (bunt wrocławian z roku 1093 występujących przeciwko palatynowi Sieciechowi i pośrednio również Władysławowi Hermanowi): Wzburzony tym wielce Władysław i uniesiony wielkim gniewem Sieciech wezwali sobie na pomoc przeciw wrocławianom króla Węgier Władysława i księcia czeskiego Brzetysława, ale odnieśli stąd więcej hańby i szkody, niż sławy i zysku. Albowiem król Władysław byłby Sieciecha w więzach zabrał ze sobą na Węgry, gdyby ten ratując się nie uciekł wraz z malutkim Bolesławem. Król węgierski Władysław I (Święty) był oddanym stronnikiem zarówno Bolesława Szczodrego, jak i jego syna Mieszka. W całej tej historii przedstawionej przez kronikarza dziwi w ogóle sama idea wezwania przez Władysława na pomoc króla węgierskiego. Istnieje teoria, iż nawet po śmierci Mieszka Bolesławowica, stosunki polsko-węgierskie były poprawne, lecz król Władysław wezwany do Polski, już na miejscu dowiedział się o roli palatyna Sieciecha i Władysława Hermana w zgładzeniu Mieszka i zapragnął ukarać winowajców. Próba pojmania małoletniego Bolesława (Krzywoustego) ma być właśnie dowodem na chęć zemsty na Władysławie Hermanie. Wydaje się, iż brak innych powodów dla takiego zamiaru. Krytycy tej teorii podkreślają brak jej oparcia w źródłach: próba pojmania książęcego syna i najważniejszego urzędnika mogła wyniknąć na zupełnie innym tle. |
Sieciech |
Sieciech mógł być trucicielem w trzech rolach:
|
Wratysław II |
Teoria o zabójstwie Mieszka Bolesławowica z inicjatywy czeskiego władcy nie ma absolutnie żadnych podstaw źródłowych. Raczej trudno odnaleźć interes prawny lub polityczny u Wratysława II, w tym aby młody Piast zginął. Jeżeli Mieszko władał ziemią krakowską (co wydaje się niemal pewne), to faktycznie był północnym sąsiadem Czechów. Był też stronnikiem (i protegowanym) króla węgierskiego Władysława I Świętego, który w tym właśnie czasie pozostawał w nieprzyjaźni z Czechami. Czy jednak Mieszko stanowił jakiekolwiek zagrożenie dla silnego władcy czeskiego, przyjaciela samego cesarza Henryka IV? Wydaje się to raczej wątpliwe. Czeski kronikarz Kosmas z Pragi w swej Kronice Czechów, napisał o koronacji Wratysława II na króla czeskiego i polskiego: Na rozkaz i [za] staraniem cesarza rzymskiego Henryka III [IV - przyp. wł.] odbył się wielki synod w mieście Moguncji, gdzie czterech arcybiskupów, dwunastu biskupów, których imiona później oznajmimy, razem z opatami klasztorów i resztą zasiadających wiernych potwierdzili pisemnie wiele postanowień dotyczących stanu świętego Kościoła. Na tym zgromadzeniu ten sam cesarz przyzwoleniem i pochwałą najprzedniejszych swego królestwa - książąt, margrabiów, wielkorządców i biskupów - księcia Czechów Wratysława postawił na czele tak Czech, jak Polski i kładąc ręką swoją na jego głowę obręcz królewską, rozkazał arcybiskupowi trewirskiemu imieniem Egelbert, aby go w jego stołecznej siedzibie Pradze pomazał na króla i koronę włożył mu na głowę. [...] Tymczasem Egelbert arcybiskup trewirski, będąc posłuszny rozkazom cesarza, przybywając do stolicy Pragi 15 czerwca, podczas uroczystej mszy świętej, odzianego w królewskie oznaki Wratysława pomazał na króla i włożył koronę na głowę tak jego, jak jego małżonki Świętawy, ubranej w suknię królewską, podczas gdy duchowni i wszyscy wielkorządcy trzy razy zakrzyknęli: "Wratysławowi, królowi tak czeskiemu, jak i polskiemu, wspaniałemu i pokój miłującemu, życie, zdrowie i zwycięstwo". Relacja ta przysporzyła (i nadal przysparza) wielu problemów historykom, którzy nie potrafią ustalić czy faktycznie i w jakim charakterze władca ten stał się królem polskim. Co ważne, Gall Anonim również wie o koronacji królewskiej Wratysława II: w opisie wydarzeń z czasów panowania Bolesława Szczodrego nazywa go księciem, natomiast w czasach Władysława Hermana tytułuje go królem czeskim i nie wspomina ani słowem o polskim tytule. W ogóle poza Kosmasem polski tytuł królewski Wratysława II nie pojawia się w żadnym źródle. Nie tytułował się w ten sposób sam zainteresowany, dlatego też wydaje się, iż jest to pomyłka kronikarza. Wynika być może z lektury listów arcybiskupa mogunckiego Wezilona do antypapieża Klemensa III i Wratysława II, w których używana jest tytulatura Rex Boloniorum (król polski) - pominięcie tytułu czeskiego (Rex Bohemorum) sugeruje, iż nie jest to działanie celowe, lecz kancelaria arcybiskupa popełniła błąd. Gdyby jednak przyjąć zapiskę z Kosmasa bez uwag, fizyczna likwidacja Mieszka Bolesławowica, syna królewskiego, mogłaby mieć dla Wratysława II znaczenie praktyczne. Usuwałby z areny politycznej potencjalnego kontrkandydata do polskiej korony. Trochę jednak zastanawiające byłoby wyczekiwanie z zamachem aż do roku 1089 (4 lata po koronacji!), kiedy to już królewicz zdążył powrócić do kraju, otrzymać ziemię w zarząd (?), ożenić się, zyskać stronników i poparcie ludu. Wyczekiwanie wydaje się tutaj nieuzasadnione. Należy również podkreślić, iż żoną Wratysława II była Świętosława, ciotka Mieszka. Jeżeli król Czech miałby dokonać zamachu na bratanka własnej żony, zapewne uczyniłby to w porozumieniu z Władysławem Hermanem, z którym był przecież w dobrych stosunkach. Trudno chyba sobie wyobrazić taką rodzinę, w której na życie osoby czyhają jednocześnie jego pociot (mąż ciotki), stryj i być może ciotka. |
Judyta Maria |
W roku 1088 Władysław Herman pojął za żonę Judytę Marię, córkę cesarza Henryka III Salickiego, wdowę po Salomonie, królu węgierskim. Wkrótce po tym wydarzeniu zmarł Mieszko Bolesławowic, a kolejny kandydat to tronu polskiego - Zbigniew, został wkrótce (z inicjatywy księżnej) wysłany do żeńskiego klasztoru benedyktynek na terenie Saksonii, prawdopodobnie do Kwedlinburga, gdzie przeoryszą była Adelajda, siostra Judyty Marii. W ten oto sposób dwaj pretendenci do tronu polskiego zostali szybko usunięci, torując drogę potomstwu nowej księżnej polskiej, ale również Bolesławowi Krzywoustemu. Jeżeli faktycznie księżna - przedstawicielka cesarskiej dynastii salickiej - prowadziła samodzielną politykę dynastyczną, zmierzającą do osadzenia na tronie własnego potomstwa, z pewnością pozycja Bolesława w początku lat 90. XI wieku była zbyt silna. Młody książę uchodził za prawowitego dziedzica, był wnukiem króla czeskiego Wratysława II, a Judyta Maria nie urodziła jeszcze Władysławowi męskiego potomka (urodzi mu wyłącznie trzy córki). Zapewne młody wiek Bolesława zapewniał mu względne bezpieczeństwo. Co innego Mieszko - był on w wieku zdatnym do przejęcia władzy, posiadał żonę i wsparcie jej ruskiej rodziny, jak również rzeszę sympatyków w kraju. Eliminacja takiego zagrożenia musiała stanowić priorytet. Pochodzący z niedynastycznego związku i bezżenny (tj. bez zewnętrznych sojuszników) Zbigniew, mógł zostać skutecznie powstrzymany w inny sposób. Raz jeszcze należy zauważyć zbieżność dat:
Istnieje wysokie prawdopodobieństwo, iż księżna Judyta Maria wkrótce po zawarciu małżeństwa, tj. już w roku 1088, była w ciąży (pośpiech zresztą nie dziwi, z uwagi na jej podeszły wiek: urodziła się w roku 1047). Chęć zabezpieczenia losów oczekiwanego dziedzica być może sprowokowała ją do organizacji zamachu na Mieszka... |
jacyś wrogowie |
Zabójstwo Mieszka Bolesławowica z inicjatywy "anonimowych opozycjonistów" (jacyś wrogowie) jest kierunkiem, w stronę którego próbuje prowadzić czytelnika kronikarz Gall. Pomijając wszelkie teorie, iż próbuje w ten sposób zdjąć jakiekolwiek podejrzenia z Władysława Hermana (ojca swego sponsora i dobrodzieja), wersja wydaje się nieco "podejrzana" z jeszcze jednej przyczyny. Mianowicie, brak w kronice (i innych źródłach), śladów kontrakcji księcia wobec przeprowadzonego zamachu. Nie ma poszukiwania winnych, nie ma karania winnych (egzekucje, konfiskaty majątku itp.), nie ma winnych... Wobec rozmiaru tragedii, którą była dla ludu - zdaniem Galla - śmierć Mieszka, zastanawiające jest zaniechanie w poszukiwaniu spiskowców-zamachowców. Jak wspomniano wyżej, czołowymi opozycjonistami przeciwko władzy Bolesława Szczodrego musieli być ludzie wpływowi, zamożni. Wydaje się wykluczone, by z tronu przegnali go jacyś wrogowie (w domyśle: mało znaczący). Śmierć Mieszka miała zabezpieczyć ich przed zemstą za krzywdy wyrządzone jego ojcu. Królowi polskiemu nie mogli krzywd wyrządzić "jacyś" jego poddani, lecz osoby na tyle potężne, by krzywdy owe były rzeczywiste (i godne zemsty). Wydaje się, iż ten trop jest mało prawdopodobny. Organizacja samego zamachu sugeruje, iż było to przedsięwzięcie dobrze zaplanowane (i zapewne dobrze opłacone). Ilość trucizny dodana do alkoholu mogła zgładzić jeszcze kilka innych osób (kronikarz wskazuje, iż niektórzy zaś z tych, którzy z nim pili, zaledwie uszli niebezpieczeństwu śmierci). Truciciel chciał osiągnąć swój cel za wszelką cenę, nawet kosztem pozbawienia życia osób trzecich. W przypadku nieudanego zamachu "anonimowy opozycjonista" nie musiał się chyba obawiać posądzenia o jego organizację i dalszych konsekwencji (tj. zemsty Mieszka), ponieważ podejrzenie nie padłoby na niego osobiście. Nie widać zatem powodów, dla których młody Piast musiał zginąć niejako "od pierwszego ciosu" (nawet wraz ze współuczestnikami uczty), skoro inicjatorzy zamachu nie byli zindywidualizowani. |
|